DrAcKo
Administrator
Dołączył: 21 Lip 2005
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Poniedziałek 01st 2005f Sierpień 2005 10:40:20 AM Temat postu: Medal Of Honor Pacific Assault |
|
|
Już jakiś czas temu dane mi było dorwać wstępną wersję tej gry. Jako fanatyczny gracz w Medala - od jego pierwszych dni, kiedy ujrzał światło dzienne - podchodziłem sceptycznie do tego, co otrzymam. Wiadomym jest, ale może nie dla wszystkich, że ojcowie gry, czyli Team 2015, odeszli od EA i postanowili działać pod inną banderą. Ich najnowszym dzieckiem jest Man Of Valor i chociaż to też tropikalne klimaty, jednak nie o nich dziś... Z tego właśnie powodu, że nowego MOHa robiła inna ekipa, jak już wspomniałem, sięgałem po grę z lekkim sceptycyzmem. Nie tak dawno dane mi też było grać w doskonałego Call Of Duty, który można powiedzieć, że zaorał wspomnienia po Medal Of Honor, choć nigdy nie wymaże mi z pamięci takiego np. lądowania w Normandii. Wracając do tematu jednak. Dopadłem grę, słodki krążek dvd i po instalacji ruszyłem do boju. Drobne błędy nie spowodowały niesmaku, po prostu grałem, grałem i przeżywałem wojnę na nowo. Moimi odczuciami podzieliłem się z Wami w Pierwszym Spojrzeniu do Ciemnej Strony Mocy. Jest mi niezmiernie miło, że moje wypociny znalazły tak szeroką rzeszę czytelników. Teraz ponownie przysiadłem do gry, gdyż ukazała się ona na rynku już jako pełnowartościowy produkt, pozbawiony błędów bety. I co? I ludzie, możecie mi wierzyć, gram od początku i wciąż wzbogacam swoje doświadczenia, tu naprawdę czuje się klimat cholernych tropików w rejonie Pacyfiku.
Nie jestem z zawodu historykiem, ale przy takich grach lubię zazwyczaj wtrącić trochę faktów, co czasem może Wam się przydać na lekcji. No i zawsze macie wymówkę, że gry nie tylko bawią, ale i uczą. Jak zdążyliście się zapewne domyślić po tytule gry Medal of Honor: Wojna na Pacyfiku, przed Wami konflikt amerykańsko – japoński. Dotychczas ten temat raczej nie zaistniał w grze tego gatunku, więc twórcy gry mieli spore pole do popisu. Japonia znana Wam nie tylko z lekcji geografii, ale zapewne też z „ostatnich samurajów” i bardzo bogatej tradycji, w pewnym okresie historycznym wstąpiła na ścieżkę imperialistycznej ekspansji, co wiązało się z dążeniem do podbojów. Wstępnie w 1931 roku zaczepiała Chiny i postawiła swoje stopy w Mandżurii. ZSRR tylko się przyglądało zapędom skośnookich, ale w 1936 już tego żałowało, ponieważ zajęte tereny Mandżurii były idealną bazą by kąsać Związek Radziecki. Cesarstwo Japonii tak się rozbestwiło, że w 1941 roku wymusiło na Francji oddanie Indochin. Cóż się dziwić, w tym czasie marionetkowy i przestraszony rząd Vichy działający we Francji był pod butem faszystowskich Niemiec, więc zgodził się na to bez zgrzytów. Jednak taki fakt obudził złe przeczucia w Wujku Samie za oceanem i USA zerwały kontakty handlowe z Japonią. Trudno tu jednoznacznie powiedzieć, czy brak McDonalds’a i KFC na rynku japońskim spowodował wysłanie cesarskiej floty na Pacyfik, czy też inne względy. Faktem jest to, że Japonia przygotowała atak z zaskoczenia - 7 XII 1941 na Pearl Harbor (główną bazę floty amerykańskiej). Skutkiem tej nieoczekiwanej agresji po dużej ilości sake, było wyeliminowanie większej części floty amerykańskiej. A ilu natchnionych pilotów – bohaterów znanych jako Kamikaze Boski Wiatr - przesadziło z trunkiem i zamieniło się w żywe bomby! I w tym to momencie, jako świeżo upieczony członek amerykańskiej piechoty morskiej, musicie się w grze odnaleźć. Przeszkolą Was dość pobieżnie: strzelanie, obsługa moździerzy i ckemów. Zakładanie ładunków wybuchowych i udzielanie pierwszej pomocy, a także podstawowe rozkazy, byście mogli dowodzić małą drużyną, też wbiją Wam do głowy. Jeszcze tylko kilka słów do „rodziny” i już jedziecie w miłym jeepie podziwiając największą bazę marynarki US, lecz to ostatnie chwile ciszy przed burzą, bo na horyzoncie pojawiają się… Tu zostawiam Was sam na sam z wyobraźnią.
Głupio by było zapytać, czy jest ktoś, kto nie grał w Medal Of Honor, bo zapewne takich czytelników też znajdziemy, ale możecie mi wierzyć, że sporo straciliście i nim sięgniecie po piekło pacyficznego klimatu, warto pozwiedzać trochę naszą Europę i Afrykę z poprzednich odsłon MOHa.
Fani Medala zaś cieszą się, bo nigdy jeszcze w grach, a pamięcią sięgam daleko w tył, nie przyszło nam lać japońców. Radość fanów bierze się też stąd, że to ich tytuł jako pierwszy wszedł w ten rejon działań wojennych. W grze będziecie trochę się przemieszczali, chociaż nie znajdziecie tu wielu zacnych i znanych miejsc. Można zacząć śmiało zakładać, że brak większych działań na Iwo Jimie czy Midway to cicha zapowiedź dodatku do gry. Nie ma też słynnego mostu na rzece Kwai, chociaż o jakąś tam kładkę będziecie się potykać. Natomiast pobawicie się na Atolu Makin i Tarawa, a także spróbujecie obronić słynne lotnisko na Guadalcanal zwane Polami Hendersona, znane już zresztą z dema. Odnośnie miejsc, w jakich walczycie, to nie wiem na ile są zgodne lokalizacje poszczególnych misji z ich rzeczywistym wyglądem, ale otocznie, w jakim przebywacie, jest niesamowicie realistyczne. Las tropikalny sprawia takie wrażenie, że siedząc przy kompie odczuwacie jego wilgotność na własnych plecach – a propos, uwaga na moskity, strasznie kąsają, jak się za długo w nocy przy grze siedzi... Pośród tych palm, liści i traw natkniecie się na przeciwnika. W zależności od misji wrogowie spacerują w patrolach, wystawiają punkty wartownicze, ogólnie są czujni. Nie liczcie więc, że jak zabijecie jednego z trzech stojących przy ognisku, to dwóch pozostałych nie zwróci uwagi na ten fakt. Po pierwsze, jeżeli jest ich więcej w pobliżu, to już sam huk wystrzału pobudzi ich do działania i podniesienia alarmu - a wtedy radzę uważać na stan magazynka, by nie usłyszeć w pewnym momencie koło ucha Banzai!!! ...i nie poczuć bagnetu w klatce piersiowej. Nie, nie umrzecie od razu, pod warunkiem jednak, że w pobliżu jest reszta drużyny i przyzwaliście medyka. To nowość prawda? Nie macie tu jak dotychczas masy porozrzucanych apteczek. Teraz zastąpił je częściowo gość, który ma dla Was dobre serce i bandaże. Zazwyczaj na początku misji posiada zapas 4 sztuk i gdy zużywa kolejny to mówi, byście się opamiętali, bo zostało już tylko 2 lub 1. Odnośnie rannych kumpli, to możecie ich wziąć na plecy i przynieść do medyka, bądź też do punktu medycznego. Co to daje? Z reguły jakiś medal za odwagę i ambicje. Czasem taka pomoc to spełnienie jakiegoś drobnego, pobocznego zadania. Nie ukrywam, że jak patrzę na moje odznaczenia, to mi się wydaje, że jednak coś niecoś przeoczyłem. Ogólnie patent z medykiem w zespole jest dość fajny, bo jak nie leczy Was, to walczy lub pomaga innym członkom zespołu.
Skoro mowa o zespole, to warto wspomnieć o sztucznej inteligencji nie tylko naszych towarzyszy broni, ale i przeciwników. Japońscy żołnierze potrafią dobrze zadbać o własne tyłki. Wykrzykują sobie tylko znane rozkazy, chowają się i prowadzą ogień zaporowy lub przechodzą do kontrataku, korzystając przy tym z bagnetów, jakie na bliski dystans są prawdziwie zabójcze. Jeżeli rzucacie granat, to nie liczcie, że oni poczekają jak stado głupów. Owszem, możecie spróbować ich zaskoczyć, ale potrafią się rozbiec, gdy widzą tę „nadlatującą z góry śmierć”. W całej kurzawie bitew i wilgotnym klimacie nie raz będziecie się natykać na ukryte bunkry lub umocnione stanowiska z ciężkimi karabinami maszynowymi. Od razu uprzedzam, że ewentualne wyeliminowanie obsady ckmu nie gwarantuje jeszcze powodzenia, bo jeżeli w pobliżu jest inny wrogi żołnierz, to momentalnie zastąpi martwego kolegę, co po raz kolejny udowadnia, że sztuczna inteligencja wroga stoi na odpowiednim poziomie.
Przyjdzie Wam walczyć w różnych warunkach: dżungla, plaże, wioski, bagna, ale zapamiętajcie jedno – widać że japońce byli tam wcześniej niż Wy i umieją wykorzystać teren do obrony – jeszcze mi skóra cierpnie na wspomnienie snajperów wśród liści palm, jednak jeśli dobrze wykorzystacie lornetkę, to wypatrzycie ich zanim wejdziecie w zasięg strzału. Wspominałem wcześniej, że na obozie szkoleniowym nauczono Was prostych rozkazów. To przykład, że AI Waszej drużyny też działa. Kiedy wydacie polecenie „naprzód”, to nie rzucą się jak barany, ale korzystając z naturalnych umocnień będą atakować i adekwatnie do rozkazu „zbiórka” odnajdą Was i pozostaną w pobliżu. Inne rozkazy, jak „ogień zaporowy” lub „wycofanie się”, również zostaną odpowiednio wykonane - naprawdę fajnie mieć tu władzę.
Cóż to jeszcze nowego zaserwowali twórcy w grze? Otóż ludzie tworzący program postanowili wprowadzić znane Wam już z Call Of Duty szybkie rajdy samochodem oraz karkołomne pilotowanie samolotu. Jako że jazda samochodem nie podlega dyskusji, bo jest szybko wesoło i dookoła strzelają, to co do samolotu, producenci podnieśli poprzeczkę i dali coś nowego. W porównaniu do nowego dodatku do Call of Duty, gdzie biegaliście jako strzelec pomiędzy stanowiskami w B17 i naprawialiście co się dało, w Medalu zaczynacie jako tylny strzelec bombowca nurkującego, co jest dość standardowym wypruwaniem magazynków do Japończyków. Zabawa zaczyna się w momencie, gdy faktem stanie się brak pierwszego pilota i Wy musicie zająć jego miejsce. Wtedy gra przeradza się w pewną odmianę symulatora lotu - co prawda sterowanie ograniczono do minimum i każdy powinien sobie z nim poradzić, lecz nie ukrywam, że jest to trochę niedopracowana rzecz w całej grze. Samolocikiem jako pilot powalczycie trochę w chmurach, a potem podręczycie pewną wyspę ze stacją radiolokacyjną na swoim obszarze. Przed Wami będzie jeszcze tyle przyjemnego, że nawet nie zdajecie sobie sprawy, chociaż autorzy dali Wam maleńki przedsmak na starcie, gdy lądujecie na Atolu Tarawa.
Chyba z czystego lenistwa zapomniałem dodać, że idealnie w grze oddano realia tego okresu poprzez doskonałą szczegółowość umundurowania i uzbrojenia. Jeżeli chodzi o Wasz mundurek, to zdobyte medale się na nim nie pokażą, więc większych zmian nie odczujecie, ale zwracajcie uwagę na różne formacje japońskie: bez problemu odróżnicie oficerów od szeregowców, no, chyba że nie zdążycie, bo gdy się tak zapatrzycie, zaskoczyć Was może krzyk Banzai – ostatni dźwięk, który zarejestrują Wasze uszy...
Jeśli chodzi o broń, to jej różne rodzaje dają wiele do myślenia. Po pierwsze, nie jesteście ciężarówką i na Waszym wyposażeniu standardowo znajduje się tylko pistolet i granaty, a oprócz tego karabin maszynowy i ewentualnie materiały wybuchowe oraz lornetka. Zużytą broń możecie porzucić i zabrać coś zdobycznego - czasem warto tak czynić, bo nie zawsze do amerykańskiej broni trafi się amunicja. Ta opcja wyboru pozwala Wam myśleć i decydować: czy lepiej zostać z pistoletem w ręku, do którego macie jeszcze 7 naboi, czy zabrać japoński karabin z 30 nabojami. Ogółem możecie dźwigać dwie sztuki broni długiej plus ekwipunek. Oczywiście w czasie walki napotkacie przydatne do wykorzystania ciężkie karabiny maszynowe lub moździerze, no, ale w końcu przeszkolono Was w tym zakresie, więc dacie sobie radę.
Nadeszła pora wrzucić ze dwa zdania o grafice. Jako że w wersji, jaką miałem za pierwszym razem zdarzały się różne dziwne krzaki, to nie mogłem się zastanowić nad wykonaniem graficznym gry. Tym razem jednak walcząc człowiek ma trochę czasu, by wszystko pooglądać. Czytaliście już o mundurach, broni, o rozmaitych liściach i drzewach oddających klimat tego rejonu świata. Nie ma co ukrywać, wszystko to oddano z należytą precyzją. Wybuchy, ogień są czasem tak realistyczne, że człowiek zaczyna się rozglądać za gaśnicą. Istnieje też wiele innych smaczków, czego przykładem może być choćby wykonanie płynącej wody. Jest tak realna ze swoim rwącym nurtem, że chciałem czasem tylko stać i patrzeć, by nie napisać, że popływać, bo raczej za płytka, chociaż plaże przy oceanie dawały poczucie relaksu. Wracając jednak do wody, chciałem sprawdzić, czy poza megarealistycznym widokiem nurtu, jest równie realistyczna w praktyce. Po pewnej potyczce, gdzie trup ścielił się gęsto, wypatrzyłem w pewnym momencie jak ciało wroga płynie z nurtem rzeki do momentu napotkania jakiejś przeszkody w postaci kamienia lub gałęzi. W takim wypadku brakowało jednej maleńkiej rzeczy by gra prawie idealnie odzwierciedlała rzeczywistość – chodzi o fakt, że woda koło takiego trupola powinna się zabarwić jego krwią, w końcu to tropikalny klimat, więc nikt mi nie powie, że krew zakrzepła w wodzie. Ale to da się przełknąć, bo kto wie, co pokaże czas i na co wpadną jeszcze twórcy gier. Słuchajcie teraz: skoro tak maszerujemy strumieniem, pot cieknie nam po plecach, to pora byście sobie wyobrazili wyjątkowo zamglone bagna o poranku. Klimat robi się jak z najlepszego horroru, dokoła moskity, słyszycie delikatne chlupanie błocka i wody pod stopami Waszego składu, wiedząc równocześnie, że gdzieś w tej mgle czają się wrogowie. Tylko w jakiej sile i z której strony uderzą?! Wykonanie tego otoczenia jest tak doskonałe, że w połączeniu z klimatem, jaki się wtedy buduje, musiałem łyknąć ziółek na uspokojenie by z nerwów nie wypstrykać wszystkich pestek z magazynka.
A czy ja już wspomniałem o muzie... Narodzie, ludu, gracze! Dla mnie muza z tej gry nadaje się na oddzielny krążek. Jest tak niesamowicie dobrana do wszystkich elementów, że nie wiadomo, czy walczyć, czy słuchać. Oczywiście wszystkie efekty dźwiękowe są również na bardzo wysokim poziomie i to się czuje korzystając chociażby z różnych rodzajów broni. To nie jest jeden wielki terkot kosiarek do trawy. Każda broń ma swój charakterystyczny dźwięk. Nie jestem muzofilem, ale to, czego doznały moje uszy, postawiło ten produkt wysoko pod względem udźwiękowienia w moim prywatnym rankingu. I za tę działkę ten produkt dostanie ode mnie spokojnie 9,5, bo te pół zachowujemy zawsze na specjalną okazję, gdyby się trafiła genialniejsza muza.
Muszę jeszcze jakoś zakończyć ten poemat o tropikalnych klimatach wzbogaconych potomkami samurajów, których musicie odesłać na drugą stronę wiecznej rzeki. Dlatego na sam koniec zostawiłem sobie coś, co nie ukrywam powaliło mnie na kolana, skopało mój zadek i nie pozwoliło zasnąć ze szczęścia po ukończeniu gry. To coś, to ostatnia misja jaka na Was czeka, to lądowanie na Atolu Tarawa. Ktokolwiek grał w pierwszego Medal Of Honor na pewno zapamiętał rewelacyjną misję dotyczącą słynnej operacji D-DAY i lądowania w Normandii! Pamiętacie, kiedy płynęliście desantówkami i kule świstały dookoła, a na plaży widać było dwa potężne bunkry i system niemieckich umocnień? Kto grał, już pewnie wspomina z łezką w oku, a kto nie grał, to już powinien odpalać Medala, by jak najprędzej doświadczyć owych niezapomnianych wrażeń.. Ci z Was natomiast, którzy wiedzą o czym mówię i walczą już na Pacyfiku lub zamierzają się do tego zabrać, niech przytrzymają się krzesełek, foteli, czy na czym tam siedzicie. Ponieważ lądowanie na Tarawie to taka Normandia, ale powiedzieć, że 10 razy lepsza to mało, bo można napisać razy 1000 (!!!), co też nie byłoby kłamstwem. To, co zobaczycie jako wstęp w grze, nie jest nawet maleńkim wycinkiem plaży, na jakiej będziecie się wykrwawiać walcząc o każdy metr okopu, o każdy bunkier, zgliszcza i nie tylko. Autorzy gry wzięli sobie chyba do serca uwagi tysięcy graczy o tym, jak im się podobała zabawa na plażach Normandii, i dali tak ognia, że tę misję można przechodzić wiele razy i ciągle ma się ogromną satysfakcję. Chyba lepszego zakończenia nie potrzeba, bo po cóż. Część z Was już zapewne wiosłuje na pontonach w stronę plaż na Atolu Makin, a Ci, co właśnie doczytali do tego momentu i chcą biec do sklepu po grę, niech zatrzyma jeszcze jeden mały fragment. To oczywiście opcja dla wielu graczy do zabawy w necie. Nie ukrywam, że nie zgłębiłem tego cuda w pełni, gdyż chciałem oddać ten tekst jak najszybciej do korekty. Poza tym w takich opcjach zawsze można znaleźć coś wyłącznie dla siebie. Oczywiście zabawę zaczniecie od opowiedzenia się po jednej ze stron konfliktu. Teraz wybór munduru i broni jest standardem. Twórcy chyba przypatrzyli się jednak Enemy Territory i dodali także możliwość wyboru profesji. Możecie bawić się jako sanitariusz, piechur, saper lub amunicyjny. Wybór danej profesji ogranicza możliwości wyboru broni, jaką posiadacie na starcie, ponieważ w trakcie gry możecie przejąć broń po zabitych. Oprócz piechura pozostałe profesje mają pewien zapas swoich przyborów w postaci paczek z amunicją czy medykamentów, które się niestety szybko kończą – zawsze jednak możecie zabrać plecaczek po zabitym i może trochę zaopatrzenia tam znajdziecie. Co do samych map, to są wykonane bardzo starannie i z dużą dbałością o walory graficzne, jedyne czego się obawiam to fakt, że lepiej szukać serwerów, na jakich gra wielu graczy. Czemu, zapytacie? Ponieważ mapy są olbrzymich rozmiarów i zabawa w kilku przerodzi się raczej w chowanego niż w ciekawą walkę, a chyba nie o to chodzi by się schować ze snajperą i siedzieć w krzakach jakby się kupę kręciło. Tak czy inaczej, wybór należy do Was. Teraz to już wszystko, bo cóż można napisać więcej poza stwierdzeniem, że już oczekujemy na dodatek, jaki zapewne niedługo się ukaże i uzupełni Waszą wiedzę o działaniach historycznych w tym rejonie walk. Natomiast ja, moi drodzy, idę jeszcze raz odbyć misję – Lądowanie w Atolu Tarawa, gdzie czekam na Was na brzegu – jak dożyjecie!
Post został pochwalony 0 razy
|
|