DrAcKo |
Wysłany: Poniedziałek 01st 2005f Sierpień 2005 04:52:55 PM Temat postu: X2: Wolverine's Revenge |
|
Mania tworzenia gier na podstawie filmów i komiksów staje się coraz bardziej widoczna. Niestety zazwyczaj gry wzorowane na obrazie kinowym nie są produkcjami najwyższych lotów. Tak jest i w przypadku X-Men: Wolverine’s Revenge. Zanim jednakże zacznę wydawać osąd nad Wolverine’m, pragnę zaznaczyć, iż nie zaliczam się ani do gorących zwolenników serii X-Men, ani też do jej zapalczywych przeciwników.
Jak można scharakteryzować głównego bohatera gry? Kiedyś nazywał się James Howlett, teraz zaś nosi imię Logan, a najlepiej znany jest jako Wolverine, członek grupy mutantów X-Men. Logan padł ofiarą mutacji spowodowanej eksperymentami dr Corneliusa. W wyniku zabiegów jego szkielet zespolono z adamantytem – ponoć najtwardszą substancją na Ziemi. Dodatkowo Wolvie’go zaopatrzono w długie, wysuwane, metalowe pazury, których pozazdrościłaby mu niejedna kobieta. Nie służą one jednakże do siekania warzyw na sałatki. Swoją prawdziwą przydatność pokazują w walce, tnąc niemal wszystko, na co natrafią. Efektem napromieniowania jest także dosyć paskudny charakter głównego bohatera oraz kilka innych mocy. Wolvie mimo bycia członkiem grupy mutantów, woli być samotnikiem, jest stale rozgniewany i skory do bitki.
Mając za głównego aktora przedstawienia tak ciekawego i rozbrykanego bohatera, którego czyny bogato opiewają komiksy serii WeaponX, nie można było zrobić innej gry, jak tylko bijatykę. I faktycznie X-Men: Wolverine’s Revenge jest zwyczajną „chodzoną” nawalanką z trójwymiarową grafiką. Wbijając się w skórę Wolvie’go, będziemy siać zamęt i zniszczenie niczym jad mamby czarnej w krwiobiegu. Wolvie miał prawo się wkurzyć. Wojsko złapało Logana i postanowiło przerobić go na Wunderwaffe. Niestety (dla armii) coś poszło nie tak. Krew lała się strumieniami, członki fruwały po okolicy, a przerażeni technicy chowali się po kątach. Wolvie wyrwał się spod kontroli i zapragnął soczyście skopać tyłki tym, przez których stał się mutantem. I tak zaczyna się historia opowiadana w grze. Na tym też praktycznie kończą się podobieństwa gry z komiksem. Reszta historii to wymysł osób odpowiedzialnych za ułożenie fabuły na potrzeby gry.
Kontrolę nad naszym Rosomakiem uzyskujemy na wybiegu. Jest zimno, pada śnieg i nikomu chyba nie jest do śmiechu. Tym bardziej Wolvie’mu. Oprócz nas jest tu jeszcze kilku typków, dobrze znanych z komiksu. To zwykli, szeregowi strażnicy pracujący dla Corneliusa. Są to tym samym nasze pierwsze ofiary. Radosny szczęk obwieszcza światu wysunięcie naszych delikatnych pazurków i z uśmiechem ruszamy na pierwszego frajera. Od samego początku rozczarowuje kamera - zachowuje się mocno dziwnie, za nic nie chce zostać za plecami i szaleje na wszystkie strony, utrudniając kierowanie poczynaniami Logana. Sterowanie też „ssie” i jest dosyć nieprecyzyjne. Poza tym do obsługi wszystkich możliwości Wolvie’go potrzeba bodaj trzech rąk. Autorzy gry zapomnieli chyba, że gracze są jeszcze normalni, a mutantem jest Wolverine, nie osoba siedząca przed komputerem.
Jeśli już uda nam się podbiec do strażnika, robimy szybkie ciach, ciach, ciach i... strażnik pada albo i nie. Co to ma być? Koleś w watowanej kurtce i hełmie przyjmuje dwie serie ciosów pazurami na klatę i dalej się odgryza. Przecież te pazury w komiksie robiły z człowieka bardzo krwisty gulasz. Wyczerpanego przeciwnika można także dobić. Kamera zmienia położenie, szpony lśnią, następuje cięcie, rżnięcie i można skreślić kolejną osobę z listy przeciwników. Czasami, gdy bohater znajdzie się w odpowiednim miejscu, tzn. pomiędzy kilkoma wrogami, może wykonać kombosa. Kamera wiruje, szpony tną itd. itp., trochę widowiskowości i nic poza tym. „Jak to nic?”, spytacie. Ano, tak to. W grze nie ma ani kropli krwi. Kolejne uchybienie. Bo co? Zbyt brutalnie by było? A jaki jest problem w stworzeniu możliwości włączenia i wyłączenia sączącej się z ran krwi? W moim mniemaniu praktycznie żaden. Już stare gry pod DOS posiadały taką opcję. Teraz zaś Wolverine tnie i tnie, i oprócz śmierci przeciwnika nie ma żadnych oznak zadawania obrażeń.
Gdy już znudzimy się walką, możemy przyjrzeć się nadnaturalnym zmysłom, które posiada nasz bohater. Po zielonkawej ścieżce (zmień skarpetki koleś!), docieramy do zaczajonego za rogiem amatora walki z mutantami. Przyklejamy się do ściany i skradamy w jego stronę, wychylamy się ostrożnie i tniemy. Zmysły działają podobnie jak podczerwień u predatora z Alien vs Predator. Nawet dźwięk podobny. Dzięki nim Wolvie jest w stanie skradać się, węszyć (ach te tygodniowe skarpety u strażników!) i uderzać znienacka. Gdy podkradnie się do kogoś z tyłu, pojawi się napis „STRIKE” i wtedy włączy się możliwość pozbycia się delikwenta jednym sztychem. Poza krojącą się jatką, zmysły wykryją też miny, promienie lasera i inne „przeszkadzajki”. Ze strażników powalonych ciosem z ukrycia pozostają „DOG TAGS” (identyfikatory amerykańskich żołdaków, gdyby ktoś nie wiedział). Po zebraniu odpowiedniej ich ilości, Wolvie może korzystać z kolejnego ciosu. Oznacza to nowe kombosy, dobicia i ciosy zza węgła, sztachetą w plecy.
Szwendając się po okolicy można znaleźć różne przedmioty. Zdrowie, gniew w płynie, komiksy X-men (boska interwencja?) i kości pamięci Cerbero. Życie Wolvie’go samo się regeneruje, ale warto wspomóc ten powolny proces zażyciem odpowiedniego specyfiku. Gniew w płynie wprawia bohatera w amok – ekran zaczyna pływać, a wszystko, co trafia na pazury efektownie się rozrywa. O 100% wydajniejsze mordowanie, tyle że czasowe i ma kilka „drobnych” minusów, ale o ich naturze warto jest samemu się przekonać. Komiksy udostępniają nowe wdzianka dla Wolvie’go, a chipy Cerbera dostarczają opisów postaci, organizacji i innych rzeczy znanych z komiksów.
Po niezliczonych potyczkach, walkach i starciach, Wolvie trafi wreszcie na „Da Bossa”. Jest to Sabertooth - największy wróg Rosomaka. Z szefem, jak to z szefem, trzeba mu wklepać, a potem kilka razy uderzyć w specjalny sposób. Sabretooth to tylko jedna z kilku komiksowych postaci, które pojawiają się miejscami w grze.
Przeciętną grywalność ratuje poniekąd dosyć dobre udźwiękowienie (szczególnie odgłos wysuwających się szponów Wolvie’go), ale oprawa graficzna mogłaby być nieco mniej szara i posiadać więcej detali. Realizację audiowizualną, uwzględniając brak krwi, można określić mianem klasy średniej.
X-Men: Wolverine’s Revenge mogłoby naprawdę porządzić na rynku, gdyby tylko jego twórcy wiernie trzymali się realiów znanych z komiksów. Wolvie, który nie potrafi jednym ciosem wypatroszyć strażnika? Taka sytuacja woła o pomstę do nieba! Gdzie tu wierność serii i prawdziwa brutalność, z której słynęły komiksy? Niestety, fani serii, którym zależy nie tylko na skopaniu tyłka Sabretooth’owi i reszcie jego bandy, ale także na poruszaniu się w wiernie oddanym świecie X-Men, poczują poważny niedosyt. Gra nie jest amatorszczyzną, ponieważ miejscami potrafi bardzo mile zaskoczyć, szczególnie jeśli efektownie radzimy sobie z przeciwnikami. Niestety trochę się jednak na niej zawiodłem. |
|